wprawdzie
nieco późno, ale wrzucam pierwsze opowiadanie. Potrzebowałam
tematu, który znam, historię, której nie muszę jeszcze wymyślać
(chociaż bardzo dużo zapomniałam z naszej gry, Cinder_Ell_a :>),
żeby przypomnieć sobie jak się pisze i czy wciąż potrafię coś
wyskrobać.
Wstępem
wyjaśnienia: Jest to fragment historii Saviery Sarre, postaci którą
prowadziłam w realich Harrego Pottera, lata około 1980-1990.
Ostatni fragment opowiadania mówił o wejściu postaci do pokoju
Aidana Petrowicza, bułarskiego ścigającego.
Miłego czytania :)
"Fotel zapadł się pod ciężarem jej ciała. Biała sukienka, którą nosiła odkąd pamiętała, zawinęła się nieco, odsłaniając mocniej skórę jej uda. Zwykle magnetyczne spojrzenie czekoladowych oczu zmatowiało teraz, gdy wpatrywała się przez dłuższą chwilę w jedno zdjęcie. Poczuła ucisk w klatce piersiowej i przez chwilę, rozpaczliwie chcąc uciec od lazurowych niemal oczu z fotografii, zastanawiała się dlaczego jej serce pracuje tak nierównomiernie, nazywając kolejne fragmenty serca fachowymi, łacińskimi nazwami. Dopiero po chwili przymknęła oczy, biorąc głębszy oddech i gdy je otworzyła rozejrzała się dookoła. Było ich więcej. Na niektórych tylko ona. W różnym wieku. Na innych byli razem. Jej ideał. Ten mężczyzna, który w tej chwili znajduje się pod prysznicem. Szum wody w dalszym ciągu nie ustawał, od czasu do czasu zakłócany dźwiękiem uderzającego łokcia o ścianę prysznica, bądź słuchawki o uchwyt.
Panna Sarre podniosła się,
odgarniając delikatnym ruchem drobnych palców orzechowe kosmyki
długich włosów z policzka. Podeszła kilka kroków, tak
ostrożnych, jak wtedy, gdy zakradała się do szlachcica, by podać
mu truciznę we śnie, starając się nie narobić hałasu szpilkami,
do szklanej gablotki, w której, obok pucharów, znajdowało się ich
więcej zdjęć.. Nie, nie jej i Petrowicza. Był na nich on i...
Ona.
Drobna twarz otoczona kaskadą
pięknych, jasnych blond włosów. Na swój sposób wyglądała jak
anioł, zwłaszcza, że posiadała do kompletu te lazurowe oczy.
Jedynie ich wyraz, tak szczęśliwych a zarazem psotnych, psuł obraz
grzecznej i ułożonej panienki. Była niewiele młodsza od swojego
partnera na zdjęciu. A może i znacznie młodsza?
Zbyt późno zdała sobie sprawę, że
woda już dawno nie szumi. Krew, która zaczęła szumić w jej
uszach skutecznie zastąpiła ten dźwięk. Gdy usłyszała dźwięk
otwierających się drzwi od łazienki było już za późno, by
uciec, nie będąc niezauważoną.
W drzwiach stał Petrowicz, w samych
spodniach dresowych, z na wpół mokrym torsem. Ręcznikiem wycierał
te krótkie włosy, gdy zauważył nieproszonego gościa w pokoju. W
momencie uśmiechnął się na wpół radośnie, na wpół z
zakłopotaniem, zdając sobie boleśnie sprawę z faktu, iż
zapomniał założyć podkoszulka. Saviera wpatrywała się we
właściciela pokoju przez kilka długich sekund, zastanawiając się
co powiedzieć. Może: „Cześć. Tak wpadłam do Ciebie, ale chyba
nie zdążyłeś zatrzeć dowodów na istnienie twojej kolejnej
dziewczyny”. Albo: „Hej. Poznasz mnie z tą blondyneczką? Może
powiemy jej, że uwodzisz kobiety gdzie tylko się pojawisz?”.
Myśli te sprawiły, że czekoladowe spojrzenie wili stało się
szkliste, a po chwili pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
Uśmiech mężczyzny został zastąpiony przez wyraz zdumienia i
niezrozumienia.
- Hej Savi..
Nie dane było mu dokończyć. Na
dźwięk jego głębokiego, ciepłego głosu coś w dziewczynie
pękło. Spojrzała po raz ostatni na zdjęcie Aidana z blondyneczką
i odwróciła się. Szarpnęła drzwi najmocniej jak potrafiła i
uciekła w głąb korytarza, postukując obcasami. Ostatnie
spojrzenie uchwycił Bułgar i dopiero wtedy spadło na niego
zrozumienie. Ulga jaką odczuł musiała być ogromna, ponieważ aż
się roześmiał, biegnąc za Panną Sarre.
Kobieta drgnęłą, gdy do pokoju
wszedł Evan z tacą, na której znajdowało się jedzenie. Wyrwał
ją ze wspomnień, z tego dnia, gdy dowiedziała się od Aidana o
istnieniu jego siostry. Nie chciała go wtedy słuchać. Krzyczała.
Tupała. Wściekała się. Chciała mieć rację, aby udowodnić
sobie, że Issay miała rację i wszyscy mężczyźni są tacy sami.
Zrobiła wtedy dokładnie to samo co teraz.
- Pokłóciliście się, prawda?
Basowy, zachrypnięty głos Evana
doszczętnie zniszczył cień wspomnienia, przywracając pełną
uwagę Saviery na stan obecny. Uśmiechnęła się posępnie,
zakładając nogę na nogę i podnosząc do ust szklankę, by upić
kolejny łyk whisky. Ciecz wpłynęła jej do ust, piekąc przez
chwilę. Smakowała trunku w milczeniu jeszcze przez kilka sekund,
zanim odpowiedziała. W międzyczasie zerknęła w lustro, które
stało w przedpokoju. Zmieniła się. Gdy kłóciła się z Aidanem o
jego siostrę miała siedemnaście lat. Teraz, w wieku dwudziestu
dwóch lat, zmieniła się nie do poznania. Ubrana była w elegancki
kostium w barwie intensywnej czerwieni, zwiewny i przylegający do
ciała ściśle jedynie na piersiach i biodrach. Czarne szpilki
dodawały jej ubraniom pikanterii. Jedynie fryzury przez te lata nie
zmieniła. Czekoladowe włosy opadały falami na jej kark, nieco
dłuższe niż dawniej, sięgające jej za łopatki i opadające na
ramiona.
- Różnice temperamentów, Evan. Adien uważa, że powinnam poświęcać więcej czasu jemu, zamiast chłopcu i badaniom.
- Żartujesz. Wiedział, jak ważne jest, byś skończyła eksperyment na czas. Od tego zależy twoje stypendium.Evan uniósł brwi, mierząc kobietę podejrzliwym spojrzeniem. Nie krył się zbyt mocno ze swoimi intencjami względem Pani Petrowicz. Ostatecznie jedyną jego przeszkodą był jej mąż. Saviera chyba już od dłuższego czasu wyczuwała zamiary Evana, jednak był on jedyną osobą, która chociaż w części znała jej przeszłość, dzieląc z nią jednocześnie wiedzę i pasję do modyfikacji genetycznej komórek.- Dla niego to pieniądze, które ma. Nie docenia faktu, jak wiele prestiżu daje takie stypendium. W zasadzie nie mogę mieć do niego o to pretensji. W sporcie, zwłaszcza w quidditchu, stypendium oznacza po prostu brak możliwości finansowych na rozwijanie talentu.
Wzruszyła ramionami, stwarzając pozór
osoby niewzruszonej. Evan pokiwał głową, nie do końca przekonany.
Nie lubił Petrowicza. Jego zdaniem był zbyt zadufany w sobie, zbyt
świadomy wpływów i sławy, jaką zyskał stając się światowej
sławy bułgarskim graczem quidditcha. Saviera natomiast poczuła
falę spokoju. Zrozumiała właśnie, jak bardzo źle oceniła słowa,
które usłyszała. On nie chciał jej zamknąć. Tęsknił. Kąciki
ust kobiety uniosły się w delikatnym uśmiechu i po chwili już z
większym entuzjazmem kontynuowała rozmowę z Evanem.
Po zjedzeniu posiłku i jeszcze jednej
szklance whisky, Pani Petrowicz wróciła do domu. Wracała po ciemku
przez park, upewniwszy się, że jej różdżka znajduje się
bezpiecznie za jej dekoltem. Po drodze jej rozmyślania przerywało
tylko wycie wilków.. Tak, była pełnia."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz