Skłamalabym twierdząc, że nie wracam do przeszłości. Powroty w tamto miejsce są jak narkotyk, uzależniają coraz bardziej. Sprawiają jednak że mamy zastój a czasem nawet i się cofamy. A na to w tej chwili nie mogę sobie pozwolić. Na plus? Tutaj naprawdę przeszłość sciga mnie jedynie w mojej własnej głowie. Poza nią wszystko jest nowe, świeże i nieskalane. Tutaj mogę być sobą...tylko nie mam teraz na to czasu. I to jest ten problem z ktorym musze sobie poradzic.
Wiele pomocy otrzymuje od rodziny. Moich rodzicow, siostr. Mimo kilometrów jakie nas dzielą, nie czuje sie sama. I jestem im za to wdzięczna. Serce mi się jednak kraje i upokorzenie wylewa gardlem, gdy pomysle, ze znow mialabym skapitulowac. A tak sie nie stanie, nieprawdaz? ^^
Nie bede rozdzielala tego postu na to co w pracy a co w moim zyciu bo na chwile obecną to jedno i to samo. Albo pracuje, albo śpie. Szykuja się jednak zmiany. Jesli je przetrwam, przetrwam wszystko.
Mieszkanie za to mam naprawdę takie jakie mieć chcialam. Stare budownictwo, kamienica, 2 pietro, dwa duże pokoje, lazienka i kuchnia. Moj pokoj jest pomarańczowy i ma zielone rolety. Wygodne łózko, nowe szafy i jedna wbudowana stara gdzie trzymam wszystkie "graty". Stol, krzesla i....rozkladany fotel! *_* To w nim, zaraz po pokoju Liv, spedzam najwiecej czasu gdy jestem w domu. No bo oczywiscie zeby skorzystac z neta czy obejrzec "Glee" - tak, wkrecilam sie =.=" - przesiaduje w pokoju mojej drogiej współlokatorki.
I takie jedno kruche pytanie... Gdzie kończy się idea a zaczyna przymus? Jak odkryć własne powołanie? Jak odkryć to, co sprawia ci przyjemność, w momencie kiedy nawet to co kiedyś bylo przyjemne...stało się odstręczające?
"Not gonna die" Skillet, dla was i dla mnie. Razem z kubeczkiem parującej mięty, którą za moment sobie zrobię ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz