sobota, 6 kwietnia 2013

Interview with family from Michigan

Tragedia to za mało, żeby opisać tą rozmowę. Zawiodła kamerka, ja ich widziałam, oni mnie wcale. I bardzo dobrze, bo o ile przez pierwsze pół rozmowy było okej, o tyle drugie pół... Miałam minę typu <pokerface, ale się nie śmiej>. O_O <- mniej więcej xD
Ogólnie rozmowa trwała jakieś pół godziny, hostka się spóźniła, nawijała, zdaje sie przez swoj Iphone, bo obraz skakal, ona przechadzała się po włościach i w ogole. Poznałam całą rodzinę. Nie wiem dlaczego nie mają zdjęcia bo hostka jest naprawdę ładną kobietą i ma śliczne dzieci. Na tym zalety dzieci się kończą. Zawstydzone, to nie ich wina, w końcu mnie nie znają.. Problem w tym, że za licho anielskie nie potrafiłam ich zrozumieć. Dziewczynka prawie nie mówiła, ale chłopiec to była tragedia. Brał oddechy w połowie słów. Zresztą z hostami nie lepiej, nie wiem czy to ja się zapuściłam tak w nauce, czy po prostu oni mają jakiś dziwny dialekt, ale zrozumiałam ledwo połowe tego co mówili, a reszte z kontekstu albo i nie.
Było mało pytań, ale za to jakże szerokie odpowiedzi. Miałabym samochód bo tam bez samochodu to się nic nie da zrobić. Miałabym opiekowac sie trojgiem dzieci - niemowlęciem przez cały czas i trójką jak starsze wrócą z przedszkola. W dodatku hostka przez 3 miesiące bedzie na maternity leave. Wiec słodko. Do tego wspaniała teściowa, która wpada "czasami" i "czesto bedzie zabierać dzieci do przedszkola". Umarłam.
No i to co mnie zabiło to ta cisza na koniec, kiedy zadna z nas nie miała pytań i nie wiedziała co powiedzieć. Już iona zaczynała się smiać i ja. Ale było niezręcznie. Ogólnie bardzo pomocni, nie chca zebym sprzątała, mam dać tylko dzieciom jeść i trzymać je z dala od telewizora.
Gdyby nie to, że tak kiepsko mi idzie dogadywanie się z nimi (Hostka na koniec rzuciła tekst: "Nie martw sie swoim angielskim, jak tu bedziesz to sie szybko nauczysz!") i ze najblizsze miasto jest 40 minut od nich ("Nie mysl ze mieszkamy w Detroit, to fajne miasto, ale to nie u nas, pewnie rzadko tam bedziesz bo daleko"), to moze i bym sie skusiła, bo poza tym ciekawi całkiem. No i powtarzam - bardzo, bardzo pomocni!

Ale chcą mnie na lipiec, a dopóki nie porozmawiam z kilkoma osobami, nadal nie wiem, czy wyjade. :)

2 komentarze:

  1. Szkoda, że tak ciężko się z nimi dogadać, bo chyba poza tym całkiem sympatyczni

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no całkiem ok wydają się, ja już myślałam że jakieś kosmiczne akcje się działy a tu wcale nie tak źle ;)

    OdpowiedzUsuń