poniedziałek, 21 stycznia 2013

10 rzeczy, które zrobić MUSZĘ + fuczenie na zły świat, part 2 ;)

Witam w ten paskudny poniedziałkowy wieczór, kiedy siedząc pod kołdrą w otoczeniu ksiązek nie mam zielonego pojęcia za co zabrać się najpierw.
Zaproszenie na kulturę zawodu, które z jakiegoś powodu (zwanego dysmózgowiem), nie mogę w ogóle zredagować.
Przeczytanie szczegółowego streszczenia „Granicy” (przeczytałam podstawowe streszczenie!), które wydaje mi się tak niebotycznie długie i nudne.
Nauka słówek na czwartek (w końcu trzeba zaliczyć ten angielski, zmierze się z moją słabą pamięcią i może otrzymam...dwóję.), która idzie mi gorzej niż krew z nosa (a z nosa jeszcze nigdy w życiu nie leciała mi krew! ;<).
Przeczytanie książek do prezentacji maturalnej, którą chciałabym zrobić już teraz i mieć z głowy, bo zdaję sobie sprawę, że im bliżej lipca, tym będe miała większy zawrót głowy z matchami (o ile do tego momentu nie znajdę już swojej perfect host family, nie łudzę się jednak za bardzo. Marzenia to marzenia.).
Zbiór ksiązek do matury mam całkiem interesujący. Od „Gnoja” Kuczoka, przez Apokalipse biblijną, Królestwo Piekieł z mitologii greckiej, wiersz „Brama” o tym ze piekła nie ma, aż po filozoficzne ujęcie piekła, jako stanu umysłu, w mniemaniu buddystów. Szkoda tylko, że od miesiąca (dziwnym trafem to od miesiąca chodze dzień w dzień do szkoły ;x) jestem permamentnie, psychicznie zmęczona chodzeniem do miejsca, którego naprawdę ze szczerego serca nie lubię. Oglądanie codziennie twarzy nauczycieli, tuszowanie braku pamięci tandetnymi żartami, które nie bawią nawet mnie i od czasu do czasu wybuchy spontaniczności na lekcji, jak dzisiaj przy okazji tematu o aborcji czy eutanazji.
Gdzieś po drodze (a minal ledwie miesiac! NIECAŁY!) zgubiłam swój cel. Znaczy, widok na ten cel. Zapomniałam po co to robię. Zapomniałam dlaczego jechałam do Warszawy, dlaczego walczę z pamięcią ucząc się języka, dlaczego dzień po dniu brnę w życie, coraz dalej i dalej. Dwa tygodnie strachu, z którym nie umiałam nic zrobić – a wystarczyło wyjaśnić. Zwolnić i zastanowić się, co dalej. Przypomnieć sobie podstawy swoich idei, dla których przecież jestem.

Z poważniejszych tematów (ku zapewne niezadowoleniu mojego stałego, ukrytego czytelnika Whispera) to by było na tyle ;) Gdzieś się musiałam w miarę cywilizowany sposób wyżalić, w końcu także jestem ludziem! (Mhm, tak wiem, że człowiekiem ;<)

Codziennie otwieram pocztę po kilkanaście razy dziennie, z nadzieją, że może tym razem będzie jakiś match. I za kazdym razem, póki co, odczuwam ukłucie rozczarowania;) A potem napięcie, zamknięcie poczty i po kilku minutach otworzenie jej ponownie xD Zaczynam chyba tracić swoje wielkie pokłady cierpliwości. Właściwie dopiero teraz, po tym 3cim matchu zrozumiałam, jak bardzo licze na ten wyjazd.

Miałam zrobić listę 10 rzeczy, które koniecznie muszę zrobić w stanach. Postaram się właśnie w tej chwili ją skonstruować, aczkolwiek będzie ciężko – poza tym co napiszę na pewno będzie jeszcze miliard innych rzeczy, które będę chciala zrobic! ;>

Tak więc – I'm ready. Start.

  1. Pojechać na koncert SoaD'u, Skilletów i Billego Talenta.
  2. Koniecznie odwiedzić wielkie wesołe miasteczko i pojechać na roller coasterze!
  3. Wejść na jakiś mega wysoki wieżowiec i spojrzeć w dół! (mam lęk wysokości, który regularnie wystawiam na próbę ;D)
  4. Przejść się ulicą NYC z kubkiem kawy w reku w największym tłumie (jak z ostatniej sceny Butterfly Effect)
  5. Odwiedzić „Oregon Vortex” w Gold Hill, Oregon ;)
  6. Znaleźć się chociaż raz w nocnym clubie z nowymi znajomymi.
  7. Być na domówce złożonej z wielkiej ilości osób! ;D
  8. Pójść do takiej olbrzymiej biblioteki jak z filmu „Seven” *_*
  9. Wybrać się do kina na jakiś weekendowy, wielki, nocny seans!
  10. Wypić zimną colę z lodem w towarzystwie plaży i wody w innym odcieniu, niż nasz brudny Bałtyk czy zamulone jeziorka ;<

Do tego chciałabym zapisać się na kurs tańca, mimo że mam dwie lewe nogi ;D Ot, dla sportu i własnej przyjemności. Rozważałam nawet opcje z siłownią ;)
I miałam ostatnio również przemyślenia, że w zasadzie bardzo chętnie wzięłabym rodzinkę z jakiegoś małego, wsiowego nawet miasteczka. Tam, gdzie na co dzień byłoby spokojnie, a zwyczajnie w dniu wolnym mogłabym pojechać gdzieś dalej lub odpocząć ;)
A jednocześnie wiem, że muszę pojechać gdzieś, gdzie jest w miarę ciepło. Ostatnimi czasy w mojej szkole po prostu zwyczajnie zamarzam, mimo ze chodze w trzech bluzkach ;x Poważnie rozważam rozpoczęcie paradowania w legginsach pod dzinsami;< xD

Zatem, powodzenia w tym tygodniu ;) Napiszę ponownie, jeśli będe miała match, lub jeśli zdarzy się coś niesamowitego ;)

Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz